poniedziałek, 31 grudnia 2012

Happy New Year

Nie będzie przepisu na masę. Bo któż by robił orzechy w pierwszy dzień nowego roku? Nie przyłączam się do obłędu podążania za wszelką cenę na zabawę sylwestrową. "Wiele hałasu o nic" - tak jakoś mi się kojarzy z tytułem pewnego filmu. Obłęd sylwestrowy natomiast opętał większość naszego globu, zatem pozostaje mi tylko życzyć innym i sobie, aby ten 2013 był zajebisty. Tak, to najlepsze słowo z ostatnio używanych. Poza tym i tak się spóźniłam, bo w Australii już powitali... Aby był zajebisty na każdej płaszczyźnie i w każdym zakamarku życia. Tak Nam życzę na ten Nowy Rok.

Happy New Year 2013 Wallpapers


piątek, 28 grudnia 2012

Spóźnione orzechy świąteczne

Przepis na orzechy zarobionej po pachy matki, żony i kochanki w jednym. Takiej, co nie ma co robić, bo w końcu pracę na 4 etaty mamy we krwi. Walczymy o równouprawnienie, z którego mamy wielkie gówno i same dodatkowe obowiązki. Chłopy się bieszą, wolą siedzieć z dzieciakami w domu niż harować na kredyty i inne zobowiązania. Bo nie wyobrażam sobie, żeby taki tatuś na tacierzyńskim (blee, paskudne słowo, gorsze chyba od konkubinatu) pięknie wypełnił obowiązki małżonki szanownej - w końcu ona jak wróci z pracy to posprząta chłopski bałagan, wstawi pranie i generalnie ogarnie. Takie jest moje zdanie wypracowane na własnym przykładzie. No bo niby ugotuje to co mu się każe, ale już więcej nic: nie posprząta po sobie tak, żeby nie poprawić, o praniu nie ma zielonego pojęcia a bluzek z zakładkami za diabła wyprasować nie potrafi, więc zostawi. Poza tym, jak nie powiem, że zmywarka już więcej nie przyjmie do swojego malutkiego brzuszka, to pomysł wstawienia zmywania nie przyjdzie sam. I wiele innych pomysłów dotyczących domu ogólnie. Tak więc zapylająca za marne grosze matka-polka robi orzechy na święta. Oczywiście On nie chce, żeby ta polka to robiła, bo "kupmy przecież w sklepie", ale On zje wszystko bo jest wszystkożerny i smakuje mu też wszystko, więc żadna różnica. A orzechy były robione po raz pierwszy i zniknęły pierwszego dnia świąt. nawet nie wiem, czy ktoś z zewnątrz spróbował :). Tak więc:
przepis na ciastka- orzeszki:
4 szklanki mąki pszennej (ja nie byłabym  sobą, gdybym nie dorzuciła szklanki razowo-kukurydzianej), 1 op. margaryny (u mnie masło roślinne), 1 jajko, pół szklanki cukru, 1 szklanka śmietany gęstej ( u mnie z braku laku 1/3 szklanki), 1/2 łyżeczki sody (ja zawsze sodę rozpuszczam w odrobinie wody), szczypta soli. Zagniatamy z powyższego ciasto, niebyt gęste, gdyż potem będziemy wylepiać nim małe foremki kupione na allegro (tam jest prawie wszystko).Foremki są niewielkie, nie trzeba ich smarować masłem, bo ciasteczka spokojnie wychodzą same. Pieczemy w temp. ok. 200 stopni ( nie więcej), jakieś 10-12 minut - proces musi być pod ścisłą kontrolą, gdyż może się towarzystwo szybko przypalić. Jak już upieczesz jakieś 140 skorupek, wówczas robisz masę, którą napełniasz upieczone połówki orzechów i sklejasz je po dwie. Ale masa jutro, nie ma siły matka-polka wyzwolona spod jarzma męskiego, jutro wstaje skoro świt, aby lecieć do pracy potem zaś, jak już wróci i zje co nieco, bierze się za pieczenie karkóweczki na dzień następny. Aby gawiedź domowa miała co przekąsić na obiad bądź wieczerzę. Spać, Nuka, spać! Jutro również początek podstaw najlepszego systemu świata! Bo wkurza mnie gadanie o podwyżkach podatków i składek jako jedynym sposobie na recesję bądź kryzys - co kto woli wybrać i niepotrzebne skreślić.

środa, 12 grudnia 2012

Kolumbijskie arepas, GMO i MOM

Wczoraj po raz pierwszy od wielu lat odrabiałam za moje dziecko pracę domową. Z geografii. Piekłam arepas. drzewiej na geografię malowało się mapy, przekroje geologiczne i rysowało izobary. Teraz się gotuje. A dziecko ma wybitne zdolności plastyczne tudzież językowe, nie kulinarne. I matka robiła po raz pierwszy w życiu jakieś kukurydziane paskudztwa. Zapewne jakaś duena de la casa zrobi to jako fantastyczne danie, ale ja, robiąc to po raz pierwszy mam obawy, że moje dziecko dzisiaj otruje połowę klasy. Dlaczego tylko połowę, bo pierwsza połowa to dziewczęta a one odchudzają się od urodzenia, więc placków z kukurydzianej mąki nie ruszą. Chłopcy w tym wieku owszem. I to oni będą ponosić konsekwencje mojej wieczornej twórczości. No i robiąc te arepas z mąki kukurydzianej przypomniałam sobie o GMO. Cholernie ważne rzeczy wiążą się z kukurydzą bo w zasadzie od niej i soi wszystko się zaczęło. W Ameryce Północnej oczywiście. U nich musi być dużo i tanio. Będąc tam widziałam po raz pierwszy tyłek wielkości lądowiska dla helikopterów. Co dziwne, to lądowisko trzęsło się jak kiepsko zrobiona galaretka. Obrzydlistwo. I tych lądowisk są całe masy! No to jak hodować dużo i tanio, żeby nadlewać codziennie te lądowiska? Trzeba pokręcić w genach tak, by same rośliny miały w sobie coś takiego, co mają herbicydy, czyli trucizny na chwasty. No i Monsanto to uczyniło. Władowało do DNA nasiona kawałek DNA Round-up-u czyli trucizny, która zabija większość chwastów. Dzięki temu taka wyhodowana roślinka po pierwsze nie jest zabijana jak otaczające ją chwasty herbicydem round-up a po drugie sama przecież ma w sobie "kawałek" tej trutki, więc pewnie i chwasty trzymają się od niej z daleka. To samo jest z soją. Albo nawet gorzej. Bo soja to taka franca, którą w tej chwili znajdziesz z powodzeniem w kiełbasce z biedronki i w serkach dla dzieci. Ludziska się cieszą, że toruńska kosztuje 7,99 za kilogram, ale już żaden nie przeczyta, że w tej kiełbasce jest jedynie 30% mięsa. Reszta to zagęszczacze (jak np. ta soja) oraz emulgatory. Co więcej te 30% mięsa to nie jest mięso, które pamięta moje pokolenie: że świnka, że schabik z tej świnki to taki pucek mięcha, który do ręki weźmiesz i upieczesz i będzie pyszne. O nie! te 30% to tzw. MOM czyli mięso oddzielane mechanicznie, tutaj powołam się na Wikipedię: http://pl.wikipedia.org/wiki/Mi%C4%99so_oddzielane_mechanicznie. I smacznego. Polecam czytanie etykiet. Etykiet serków typu Danio (jak przeczytasz ze zrozumieniem, nigdy nie podasz tego swojemu maluchowi), etykiet kiełbasek, parówek i pasztetów, sosów w torebkach i słoikach, itd. Polecam też mielenie mięsa we własnym zakresie, a nie kupowanie mięsnej papy władowanej próżniowo w foliowy worek. Bo tam ciężko o mięso. Ale za to znajdziecie tam zmielone kości, skórki z sierścią, pazury i wszelkie inne smakowitości. Oczywiście znowu potraktowałam tematy bardzo ogólnie i po łebkach.Wiem. Mea culpa, ale proszę mnie nie bić. Nie mogę więcej, bo praca mnie wzywa:
http://kuferekmoniki.eu/pl/bransoletka-blekitna.html


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Miało być o GMO...

no właśnie, miało być i nic z tego. Do opisu tematu muszę się rzetelniej przygotować. Miałam to zrobić dzisiaj, ale o 20.34 zorientowałam się, że przecież miałam wolny dzień! Ha! W przypadku, gdy ma się "wolne" od czasu do czasu a kiepsko płatna praca zajmuje 6 dni w tygodniu od rana do wieczora, to człowiek nie wie, gdzie włożyć ręce. Na szczęście udało się zrobić dwa prania (byłoby więcej gdyby nie brak miejsca do suszenia), wysłać paczki , opakować zrobioną niedawno biżuterię, posegregować ją i wydać "umyślnemu". Poza tym zajmuje mi trochę życia adopcja nowego kota i porządki świąteczne. Ktoś teraz zakrzyknie: oszalała osoba! teraz porządki? Ano właśnie teraz. Zaczynam odgruzowywać pokój młodszej bo tam jest tyle zabawek, że można wpaść w depresję, za chwilę dziecko będzie się bawiło na stojąco, bo miejsca zabraknie na bank. Niestety, domy w Polsce z gumy nie bywają - jak pech to pech ;)
Dzisiaj ponadto obszywałam perełkami i koralikami rękawiczki roboty mojej znajomej: rękawiczki są cudne, takie :babciowe", z jednym palcem i wielu kolorowych włóczek. Cudowne wspomnienia z dzieciństwa, kiedy babcia jeszcze była z nami... I te jej pączki: wielkie, posypane cukrem-pudrem....jeden wystarczył, żeby człowieka rozdęło. Pyszne i nie do odtworzenia. A propos pączków, przepisów babci i świąt. Ostatnio postanowiłam zaczepić słownie pewną szalenie niesympatyczną babę. Uważam, że każdy człowiek w gruncie rzeczy jest dobry, tylko o tym nie wie. I tu dowód: paskudna baba okazała się człowiekiem. Co więcej: zdobyłam fantastyczny przepis na pieczone "orzechy" - skorupka to okrągłe ciasteczka pieczone w specjalnych foremkach bądź na patelni "z dołkami" a w środku pyszna masa z mleka w proszku i zmielonych orzechów. Cudo, Panie, cudo! A co mnie dobiło, to fakt, że niesympatyczna baba przyniosła specjalnie dla mnie nie tylko przepis ale i rzeczone ciasteczka do spróbowania! Oniemiałam, naprawdę. I co? I to jest dowód na to, że człowiek z gruntu jest dobry, wystarczy się tylko postarać. Oczywiście ja baby na stałe nie zmienię, ale warto choć na chwilkę! Następny wpis będzie zawierał przepis na orzeszki. Naprawdę warto się potrudzić i upiec - są wyjątkowe, pracochłonne, pyszne i niepowtarzalne! Mniam. A GMO nie zając, szybko nie ucieknie. A poniżej, żeby dokończyć wolne pasaże myślowe podążające we wszystkich kierunkach: przykładowe rękawiczki znajomej, które niebawem znajdą się w kuferkumoniki:


czwartek, 6 grudnia 2012

Zaczynam o GMO


Nadszedł niechybnie dzień, w którym zacznę grzebać w genach. A dokładnie: zacznę grzebać w organizmach modyfikowanych. Przeczytałam o tym całe tomy doniesień, artykułów, notatek i esejów. Wysłuchałam argumentów tych, którzy są za oraz tych przeciw. Podsumuję tę żmudną robotę: JA JESTEM NA NIE. Dlaczego? A dlaczego, to będzie dopiero jutro, bo po pierwsze kurczak z piekarnika mnie wzywa, po drugie baza rosołkowa pod pomidorówkę prawie po portugalsku woła o dodatkowe ingediencje oraz sen łamane na odpoczynek. Wróciłam z pracy ciemną nocą i przytaczanie argumentów szło by mi opornie. A chciałabym być zrozumianą, dokładną i ciągle pełną polotu. Po 11 godzinach pracy to wykluczone. A żeby smutno nie było, podrzucam moją ukochaną bransoletkę z Kuferka. Dobrej nocy, Nuka.

http://kuferekmoniki.eu/pl/naturalne-tygrysie-oko-i-pozlacany-kwiat.html

środa, 5 grudnia 2012

Będę pluć jadem

Tak, pluć jadem i ziać siarką. (Dla domorosłych chemików, żeby nie było, że jestem chemicznym głąbem: otóż nie jestem, gdyż będąc wzorową uczennicą klasy biologiczno-chemicznej, wiem, że siarka to ciało stałe. Po prostu piszę przeinteligentnie i skrótami myślowymi - dla błyskotliwych i wyjątkowych odbiorców, takich, którzy rozumieją wolne pasaże myślowe, myślenie nieliniowe, uwielbiają chaos i bałagan oraz mają zryty beret. Tak jak ja!)
Bywałam w różnych muzeach - polskich i zagranicznych, jak powiedziałby wieszcz, i nigdy przenigdy do głowy mi nie przyszło, żeby po pierwsze: dotykać łapami eksponaty ni obrazy a tym bardziej - o zgrozo! - pokazywać paluchami! Cokolwiek!!! Paluchy zostały nam dane w wyniku ewolucji. NIE DO POKAZYWANIA ANI MACANIA OBRAZÓW! Szczególnie tych starszych, mających jakieś 300 do 500 lat! Moja matka, która zajęła się bardzo skutecznie moją kindersztubą, chyba zzieleniałaby ze zgrozy. Bądź zażenowania. Tak więc, pseudointelektualiści, quazikoneserzy i niestali bywalcy przybytków muzealnych: hasło dnia na dziś i na zawsze: paluchami możemy skrobać się po skroni w przypadku zafrasowania, ewentualnie wygrzebywać nimi drobne na bilet, ale nie pokazujemy swojej znudzonej towarzyszce małej chmurki na nieboskłonie Bitwy pod Samosierrą! Ani żadnej rzeczy innej! Uff. Już lepiej. Dziś, z powodu silnego wzburzenia, wprowadzenia do polityki i moich przekonań nie będzie. Ale za to mam nadzieję, że uda mi się wrzucić zdjęcie moich ulubionych kolczyków, które czekają na nową właścicielkę! Zatem, do roboty, Nuka.
Link do poniższych: http://kuferekmoniki.eu/pl/kolczyki-srebrne-schamballa.html


poniedziałek, 3 grudnia 2012

No cóż...(kropki od Magdy Gessler) zaczęło się. Nie chciałam pisać żadnego bloga, gdyż moje poglądy polityczne są skrajnie niepopularne i zapewne nieraz w tym miejscu poobrażam mnóstwo osób - w tym jakieś 60% naszego społeczeństwa. Ponadto jestem typowym średniakiem - zatem nic ciekawego w życiu mym się nie dzieje, oprócz zwykłych zgryzot i frasunków. Ale jest jedna rzecz, która mnie zobligowała do założenia tego niezbędnika XXI wieku: otóż, prowadząc malutki sklepik internetowy z biżuterią własnej roboty (w większości jest to biżuteria), zobowiązałam się, że 1% ze sprzedaży grudniowej przekażę na SOS Wioski Dziecięce. I tutaj mam zamiar wlepić skan z przelewu, żeby nie było, że oszukuję społeczeństwo. Tyle. Ile razy tu zajrzę - nie wiem, gdyż odkąd pamiętam czasu mi brak. Ale jak już nabiorę wprawy w prowadzeniu tego wynalazku, być może sukcesywnie, kompulsywnie, bądź notorycznie zacznę obrażać polską polityczno-gospodarczą głupotę (czytaj: rzeczywistość) na bazie kolczyków i bransoletek, które wyrabiam! To tyle na początek. Miłego dnia, Nuka!