środa, 29 listopada 2017

Dlaczego nie stoimy murem za rezydentami

Była sobie raz studentka ekonomii, z dobrą specjalizacją w finansach. Skończyła studia, wzięła dyplom pod pachę i ... znalazła pracę jako sekretarka - ale za to w zagranicznej firmie. Co prawda absolwentka marzyła o pracy w banku inwestycyjnym albo chociaż w dziale analitycznym tej firmy zagranicznej, ale przecież nie miała doświadczenia ani specjalizacji. Aby to osiągnąć należało uzyskać dodatkowe dyplomy i skończyć dodatkowe kursy. Najlepiej MBA albo CFA albo chociaż certyfikat ACCA... MBA to koszt kilkudziesięciu tysięcy. CFA i ACCA tyleż samo. Trzeba zainwestować ale z czego? Chciałoby się najpierw kawalerkę na kredyt kupić, bo ileż można rodzicom siedzieć na głowie...

Po co piszę o jakiejś dziewczynie po ekonomii?

Po to, że nie tylko rezydenci są w czarnej dupie na początku swojej drogi. Ja wiem, że oni ratują życie.
Ale dobry bankowiec jest w stanie uratować cię przed największy błędem ever czyli kredytem hipotecznym w obcej walucie, na 50 lat. Śmieszne? Nie. To nie jest śmieszne bo w bankowości nie pracują ekonomiści tylko ci, którzy dobrze sprzedają.
Niedobrze.
Dlatego przeciętny doradca bankowy nie uratuje ci dupy tylko ci tę dupę umoczy we wrzątku, w imię swojej prowizji. I nie myśl sobie że to jego wina. Każdy chce kupić własny kąt. I każdy ma szefa i plany sprzedaży. A każdy prezes chce mieć jeszcze większy jacht i jeszcze więcej letnich apartamentów.
Ale lekarz ratuje życie przecież...

Wracamy do świeżo upieczonej ekonomistki sekretarki. Chciałaby dziewczyna dorobić, może jakiś drugi etat? ok, ale kiedy, skoro pracuje od 9 do 17 - 18? Wieczorem? Jako cieć chyba? Albo w weekendy, ale gdzie? może jako ochrona w supermarkecie? Tylko wtedy jak skończyć te studia podyplomowe i kursy...
Rezydent ma możliwość dorobić zawsze. I zawsze w zawodzie. Nie musi latać z mopem ani pilnować debili kupujących tanie wino. Nie musi strzec mienia samochodowego na prywatnych parkingach. Cały czas może leczyć ludzi. Tak długo w ciągu doby, ile potrzeba mu pieniędzy na dodatkowe kursy, które są niezbędne do bycia dobrym lekarzem. Tyle pieniędzy ile potrzeba aby kupić od razu nie kawalerkę ale dwa pokoje z oddzielną kuchnią.
A potem jest zmęczony. Zarabia więcej niż najniższa krajowa - i to nie jest zarzut tylko fakt.
Poharuje 7-8 lat i potem już może zacząć ogarniać kredyt na willę w Wilanowie.
Po 7 latach pracy, jeśli nasza sekretarka będzie w stanie zapłacić kilkadziesiąt tysięcy za licencję maklerską albo dyplom ACCA jeszcze nie kupi willi na raty. Albo kupi, jeśli wcześniej nie padnie z głodu albo wycieńczenia. Chyba, że zacznie sprzedawać wam marzenia: kredyty na domy i mieszkania, wątpliwe inwestycje albo słabe lokaty. Abo wciskać wam ubezpieczenia z lokatą. Prowizja jest zawsze kiedy sprzedasz - nie wtedy kiedy zależy ci na dobru klienta. Wybieraj: albo wakacje nad morzem albo odradzasz kolesiowi ten kredyt we frankach... A potem on popełnia samobójstwo, bo wartość mieszkania jest o połowę niższa niż wartość kredytu, na spłatę nie ma szans, na sprzedaż nie ma szans... jest szansa na śmierć.

Widzicie podobieństwo?

Rezydenci nie mają gorzej. Mają inaczej.
Musieli wziąć dodatkowe dyżury bo na wakacje nad morze potrzeba. I meble do kuchni. I może dziecko. A potem i tak jest królem w przychodni. I da skierowanie król życia i śmierci albo nie da. Postawi dobrą diagnozę albo będzie leczył jak grypę... Abo się uśmiechnie i powie, że będzie dobrze albo cię objedzie, że nie wiesz, że podczas ostatniej operacji miałaś transfuzję krwi (powinnaś wiedzieś, przecież byłaś tylko uśpiona na czas operacji, jak można nie umieć czytać własnej karty szpitalnej?! nie pamiętasz nazw leków, które ci podano? no skandal, nie współpracujesz!).

Większość ludzi ma złe doświadczenia z SOR-ów i państwowych przychodni.
Większość Polaków codziennie walczy o byt. O przetrwanie do wypłaty. Jesteśmy znużeni, wykończeni pogonią za normalnością.
Większość z nas.
Każdy zawód w Polsce boryka się z takimi samymi ograniczeniami - finansowymi. Nie mamy sensownych programów finansowanych z Unii dla osób z wykształceniem. Bo po co?
Państwo nie wykorzystuje zasobów, które ma, państwo karmi przyjaciół i znajomych królika. I teściowe, i ciotki.
Rynek pracy w Polsce to jedna wielka patologia. I nie dotyczy to tylko służby zdrowia. A pomoc społeczna? Ma jakiś sens? W obecnej formie - nie ma żadnego. Ktoś się tym przejmuje? Nie.

Dlatego rezydenci nie znajdą poparcia wśród swoich pacjentów. Bo zbyt często ci pacjenci czują się zawiedzeni. Poziomem leczenia, poziomem traktowania, poziomem wiedzy albo jej braku.

I to nie tylko w przychodni. W banku, w ZUSie, w pomocy społecznej.
Wszystko stoi na głowie.
W banku pracuje absolwent SGGW, w logistyce pani bez matury a w przychodni lekarz bez wytchnienia. Bo musi zarobić na kurs, na ratę mieszkania, na wakacje w Koszalinie.
Jak każdy z nas.
Wszyscy mamy dość. Dlatego nie jesteśmy w stanie się zjednoczyć. Jedynie gryźć się nawzajem. Za złote szekle. Za dukaty. Za mamonę.
A ona jest tam, gdzie jest władza.

I tu się koło zamyka.

Dziekuję za uwagę.