wtorek, 16 lutego 2016

Rozpaczliwy apel do kobiet: NIE dla "dobrej" zmiany!

Jesteśmy po wyborach. Wygrało to, co wygrało. Podziękowałam już za ten wynik wielokrotnie. Przede wszystkim tym, którzy jak durni powtarzali, że aby nie wygrał PiS trzeba głosować na PO. Na PO - po ośmiu latach olewania większości społeczeństwa, za zabór mojego mienia w postaci moich składek emerytalnych, za zrobienie z Polski robotniczego zaplecza dla starej Europy - NIE - głośne i wyraźne. Były opcje inne - nieznane, małe partie, gdyby ktoś dał im szanse, to PiS nie miałby większości. Bo, że byłby w sejmie to było do przewidzenia. Wjechali na "poległych pod Smoleńskiem", robieniem przedstawienia jakimiś miesięcznicami i dzięki megafonom w kościołach. Kościelny elektorat potruchtał do urn z jednym przesłaniem: głosujemy na katolików! A że np. taki katolik Kurski, zostawił żonę i dzieci, albo taka katoliczka Kaczyńska - zostawiła byłego męża z rogami jak ręce Chrystusa ze Świebodzina, mając córeczki z drugim obecnym jeszcze póki co  mężem, albo katolik Hofman, który chlał zamiast siedzieć na obradach w Hiszpanii i jeszcze z kolegą katolikiem oszukali skarb państwa biorąc kilometrówki na podróż... samolotem (oczywiście sprawa została umożona a skruszony Hofman schudł jak deszczka - chyba w ramach pokuty), to w zasadzie nie ma znaczenia. Jak leży pod figurą, diabła może mieć za skórą.
No więc głosowali na tych katolików polscy katolicy i mamy to, co mamy. A mamy dużo. Obietnic dużo. Dziatwa się podnieca programem 500 zł na każde DRUGIE, ale nie zawsze, dziecko (nie zawsze drugie dostąpi tej łaski, gdyż mając starsze rodzeństwo w wieku 18 i więcej lat, nie ma szans na dofinansowanie z budżetu, gdyż wg PiS jest pierwsze i już). Tutaj przytoczę bzdurne tłumaczenia, że ten program jest po to by się dzietność zwiększyła i ma ona wspierać rodziny rokujące a tacy starzy rodzice to już nie będą mieli więcej dziatwy. Hmmm, to skoro to ma zachęcać, to jak zachęci młode małżeństwo, z kredytem na 30 lat i np. z umową śmieciową? Rozumiem, że tacy mają zrobić sobie od razu drugie? Bo że pierwsze mają mieć z radości, że ten program jest, to pewne. A zanim cokolwiek dostaną to najpierw muszą poczekać na to pierwsze 9 miesięcy, potem niech dziewuszyna chwilę odetchnie, powiedzmy, cztery miesiące i spowrotem w ciążę, czekamy następne 9 miesięcy i... jest! 500 zł.Trzeba ma nie poczekać dwa razy po 9 miesięcy plus ew, przerwa między jednym a drugim brzuchem czyli jakieś... dwa lata? Na 250 zł na łebka. Zachęta zajebista! Taka długofalowa... Brawo!
Wsparcia nie dostaną samotni rodzice z dzieckiem bo nie rokują - tzn. jak nie ma pełnej rodziny to wsparcia nie ma! Katolicki porządek ma być - tak jak np. w rodzinie pana Kurskiego albo pani Kaczyńskiej - tam zawsze jest jakaś żona albo mąż - z odzysku, ale prawie po bożemu. ŻENADA.

Ale z pewnością zachęci rodzinę z dwójką dzieci, gdzie słabo wykształcona mama z jeszcze mniej wykształconym tatą na umowie z najniższą krajową stwierdzają, że jak będzie trzecie, to tysiąc wpada co miesiąc i już mama nie musi chodzić do beznadziejnej roboty za 900 zł u prywaciarza, tylko w domu zostanie i dzieci wychowa, do 18 roku życia. Szczytne zadanie. Po 18 latach nie ma szans wrócić na rynek pracy, no chyba, że jako sprzątaczka. Ok, niektóre panie mają takie marzenia związane z miotłą, ale pamiętajmy, że po wielu latach dźwigania dzieciątek, po 3 porodach, zdrowie już nie jest takie zacne.
Ale my jesteśmy dobrej myśli, pani dociera do 60 roku życia (bo Duda obiecał obniżenie wieku emerytalnego, inaczej podaje się do dymisji - ha,ha,ha,ha!) i... No właśnie, ile zebrała taka mama na emeryturę? Mama, która została w domu, bo za tysiąc nie ma sensu z niego wychodzić, skoro ten tysiąc sam do domu wjeżdża?
Moja partia Razem uważa, że powinna być tzw. emerytura obywatelska, takie niezbędne minimum dla człowieka - dziś w Polsce jest ono obliczone na poziomie 900 zł. Jeśli czynsz wynosi 600 zł, opłaty 150 zł to kto tej pani da jeść? Ano, pomoc społeczna. Tu się głosy odezwą, że dzieci będą tę panią utrzymywać bo się nimi zajmowała i poświęciła dla nich. A ja się pytam: jakie mamy prawo obciążać nasze dzieci nami samymi? One się na świat nie pchały, to myśmy zadecydowali, że za 500 zł miesięcznie dzieci będziem mieć.
Zatem Jacek, Rysio i Józia wyjechali w świat, matka została sama bo ojciec pożegnał się ze światem albo znalazł młodszą. I pani zostaje pomoc społeczna. A jak pomoc społeczna zarabia na świadczenia? Ano, nie zarabia tylko dostaje z budżetu. I nie, nie jestem przeciwna pomocy potrzebującym - absolutnie jestem za pomaganiem. Ale jeśli nowoczesne państwo, systemowo i z premedytacją pod szyldem "dobrej zmiany", "odbudowy zniszczonej gospodarki" i nie wiem jakich jeszcze głupawych populizmów, poprzez takie programy, spycha tysiące kobiet na margines życia, to ktoś powinien za ten program iść do więzienia.
Albo nie: powinien być obciążony utrzymaniem tych kobiet na ich emeryturach, które albo będą tak drastycznie niskie albo nie będzie ich wcale, bo się kapitał emerytalny nie zbierze (nie zdąży...).

Rzecz następna: kto będzie finansował ten program, w którym mój zamożny, ale młodszy sąsiad w dwójką dzieci dostanie swoje 500 zł z moich i swoich podatków, gdzie ja zarabiam bardzo średnio i na dodatkowy język dla mojej córki mnie nie stać bo mam jeszcze drugą na utrzymaniu, studentkę - ale jak wiadomo, w niektórych kręgach studia to fanaberia, więc utrzymuję fanaberię mojego starszego dziecka. Moje młodsze na dodatkowy język nie dostanie 500 zł, bo ma starszą siostrę. Ale mój zamożny sąsiad dostanie i np. dzięki temu jego dzieciaczki będą miały wyższe kieszonkowe, o 250 zł na łebka. Żadna z moich córek nigdy takiego kieszonkowego nie miała. Ot, Prawo i Sprawiedliwość. Dziejowa.
Sytuacja ostatnia: dwoje bezrobotnych i drobiazg w domu, np. w liczbie 5 sztuk - tutaj dostanie cała piątka, której szczerze i z całego serca życzę jak najlepiej. Do ubóstwa wpłynie 2.500 zł, dla takich ludzi to majątek. Mam cichą nadzieję, że dzięki temu dzieciaki w końcu będą miały ciepłe buty na zimę i zawsze kanapki w tornistrach. Tylko, że ja jestem człowiekiem marzącym. Marzę o tym, by dzieci wyrastały z ubóstwa jak wyrasta się ze swetra. Niestety, badania socjologiczne pokazują co innego. około 30% dzieci system, dobrzy ludzie wokół, lub one same, są w stanie zerwać tradycje rodzinne. Permanentne bezrobocie, ubóstwo dziedziczy się jak piegi. I tak samo ciężko się od nich uwolnić. Jak ci się uda, to je wybielisz. Najczęściej jednak zostają.
Myślę, że te 30% warte jest każdych pieniędzy, pomyślmy, jeśli w Polsce urodziło się w zeszłym roku 353 tysiące dzieci, jeśli by przyjąć, że wszystkie żyją w ubóstwie i wyrwiemy z tej liczby 30% to wychodzi, że uratowaliśmy 105.900 dzieci. Chyba warto, prawda? Z tym jednakowoż założeniem, że powinniśmy dodatkiem objąć WSZYSTKIE dzieci. Czemu winien jest jedynak z biednej rodziny, która wie, że nie może sobie pozwolić na więcej dzieci? Ktoś powie: bo oni są nie rokujący. To teraz rzucam drugi przykład: Mamy dwoje niepracujących z podstawowym wykształceniem, mają szóstkę dzieci, siódme to dodatkowe 500 zł. I tak żyją z MOPS-u więc dla nich żadna różnica, możemy z tej szóstki wyrwać z ubóstwa JEDNO dziecko (30% z 6 to 1,8 zatem jedna cała sztuka - sztuki człowieka się nie zaokrągla)... dla państwa ta rodzina ma potencjał.
Tak, potencjał na produkcję nowego ubóstwa, oprócz jednej sztuki. Za słaby wynik. Sami pomyślcie czy o taki rozwój społeczeństwa nam chodzi.

Wiemy już, kto będzie finansował program PiS: podatnicy, którzy pracują i wytwarzają PKB (produkt krajowy brutto). Czyli tak: przy rodzinach wielodzietnych, gdzie pracuje zwykle jedna osoba, dodatek państwa do dzieci będzie miał miejsce. Rodziny niepełne, gdzie jedna osoba pracuje, rodziny z jednym dzieckiem, gdzie obydwoje pracują oraz samotni i single pracujący, sfinansują ten program ze swoich podatków.
Zamożni sami sobie sfinansują ten dodatek - w całości lub części, chociaż ich podatki są fatalnie niskie i to też jest bez sensu, ale jednak - zapłacą sobie sami.
Dodatkowo do obsługi tego programu trzeba doliczyć pewnie stówę kosztów dystrybucji tego dodatku - na każde 500 zł (druki, program komputerowy, szkolenia, itd.), czyli mamy jeszcze koszty. Czy da się zrobić taki manewr bezkosztowo? To rozwiązał bardzo dobrze Orban na Węgrzech.
Fajnie.
Już słyszę głosy, że w przyszłości my wszyscy będziemy korzystać ze składek wypracowanych przez te wszystkie urodzone dzięki programowi dzieci. Dziękuję za tę łaskę.
Odkąd pamiętam słyszę, że muszę płacić składki emerytalne na ZUS, bo zbieram sobie kapitał na emeryturę. Zatem ja nie potrzebuję, żeby pracowało na mnie obce dziecko sąsiada, które dostawało kieszonkowe kosztem moich dzieci. Co więcej, ja mam ciągle, wbrew PiS-owi, dwoje dzieci i jakby co, to one wytworzą odpowiedni PKB i odprowadzą składki, które sfinansują moją emeryturę.
Bez łaski, szczodre kutaski.
Po drugie - przeczytajcie jeszcze raz akapit o rodzinach ubogich. Dokładną analizę statystyczną opracuję niebawem , bo już mam pomysł i dostęp do danych. Liczby się nie mylą, każdą głupotę da się skwantyfikować.

I na koniec: tak jakoś dziwnie mi się wydaje, że te wszystkie osoby, które podejmą decyzję o nastęnym dziecku tylko i wyłącznie z powodu kwoty "pińcet" to jest ta masa, która w najmniejszym procencie dokłada się do Produktu krajowego Brutto: niskie dochody, niska produktywność, etc.
Nie wiem na pewno, właśnie jestem w trakcie sprawdzania tych danych, ale jakoś szósty zmysł mi podpowiada, że mam rację - rzadko się myli , sukinsyn, a ja tak rzadko się go słucham...
Takie to mamy rodziny rokujące.
Strach się bać.
Dobrego wieczoru życzę. I polecam piękną sercowo-uczuciową kolekcję ze srebra:



Aaaaa! zapomniałabym! Uprzejmie przypominam wszystkim matołom z rządu, że od 1989 roku dzietność w Polsce SPADA. Między rokiem 1985 a rokiem 1995 ( zakładam, że te roczniki teraz rodzą lub będą za chwilę rodzić dzieci) spadła o 36%: z liczby 667.370 do 424.300, aby w roku 2003 osiągnąć pułap 349.080 sztuk ( to jaki lament będzie w roku 2025-2039!).
No to jak, TUMANKI, tych dzieci ma być więcej, jak matek rodziło się mniej coraz? Trzymajcie mnie, bo kogoś walnę. Najchętniej panią minister od spraw rodziny, pracy i polityki rozdawniczej nie swoich pieniędzy, pani pokończyła jakieś studia i nie wie jak skorzystać z danych GUS? Chociaż za czasów pani minister to nawet nie trzeba było języka obcego znać żeby doktorat napisać, więc... po co komu dane GUS?