poniedziałek, 10 czerwca 2013

Coś jest z nami, dziewczynami, nie tak...

Czytuję różne doniesienia na temat prac rządu nad projektami nowych ustaw, nowych regulacji, nowych nowości, które mają nam ułatwić życie i pomóc nam w codzienności. Zawsze byłam zwolennikiem państwa opiekuńczego, ale teraz myślę sobie, że ja dziękuję za opiekę. W tym zakresie poradzę sobie sama. Niech państwo mi tylko nie przeszkadza. I gdyby taki wpis pojawił się na FB od razu wylano by na mnie wiadro ekskrementów. A jakby nie było policji? straży miejskiej? to by cię zabito, okradziono i w ogóle. No, jakby na temat przestępczości nie patrzeć, to mimo istnienia tych służb codziennie ktoś kogoś "kill-him". A okradziono mnie również, w tym raz dotkliwie, gdyż podwędzono prawie nowy samochód. Sprawa została umorzona, bo jak inaczej. Kto by tam samochodu szukał. a komisariat policji jest jakieś 1,5 km ode mnie. I tym razem nie udało się. Ale nie o tym chciałam... Czytam zatem różne takie ważne. I mniej ważne również. Ostatnio ciekawy tekst w Wysokich Obcasach o tym jak dziewczyna 30+ szuka fajnego 30+. Chciałaby żeby był wykształcony, ciekawy, z pasją. Oooooo!!! Larum wielkie podniosło się na forum! Komentarze były wszelakie, głównie obrażające szukającą. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że najbardziej zjadliwe posty pisała płeć piękna. Okrutne, podłe, pełne agresji. Podsumowując je wszystkie płeć żeńska podpowiedziała, aby szukająca obniżyła loty i zweryfikowała wymagania. To tak, jakby ktoś całe życie marzył o podróży dookoła świata, ale ze względu małe prawdopodobieństwo spełnienia, odbył podróż dookoła Ziemi Biebrzańskiej. W końcu jedna i druga będzie ciekawa. Tylko to nie o to chodzi! Chodzi o marzenia! Z postów wynikło, że lepiej mieć rozwalone na kanapie byle co, niż wymarzonego bruneta wieczorową porą. Pisały różne takie, że dziewczynie się w dupie przewraca, bo wymagania nieziemskie. Jakie, się pytam?! To, że ma myśleć, mieć jakieś sensowne IQ, że ma mieć pasje, o których można z nim gadać całymi godzinami, to to jest za dużo?! Zawsze byłam przekonana, że to absolutne minimum! Dziewczyny, co się z wami dzieje?! Za fakt posiadania jednej pary portek jesteście w stanie zrezygnować z marzeń?! Nie róbcie tego nigdy! Nie obniżajcie poprzeczki żeby nie wiem co mówili inni (głównie inne baby). Cena posiadania w domu mamałygi w rozciągniętych gaciach, którego sensem życia jest Polsat Sport a forma przeszła od czasownika "PÓJŚĆ" to "POSZŁEM", jest według mnie zbyt wygórowana bo to oznacza zmarnowane szanse i nadzieje, zmarnowane życie u boku kogoś z kim nigdy nie będziesz szczęśliwa. I z perspektywy czasu twierdzę, że lepiej być sam na sam ze swoimi marzeniami, niż mieć na kanapie ich karykaturę albo byle jaką namiastkę. Jestem 40+ i wiem co mówię. Bo okazuje się, że zarówno twój szczyt marzeń jak i nędzna ich podróba wymagania mają te same. I oczekiwania w stosunku do ciebie również takie same. Zatem cena posiadania podróby okazuje się za wysoka. Może okazać się, że kot, którego przygarniesz ze schroniska da ci dużo więcej radości niż ta namiastka o którą walczą całe pokolenia bab. Fakt, do kina kot się z tobą nie wybierze, ale przecież masz koleżanki (no, kochana, jak ich nie masz to też tragedii brak, gdyż lepiej mieć taką jedną fajną, która zostawi tą swoją parę portek i pójdzie z tobą, niż mieć rozlazłe dziunie przylutowane do męskiego ramienia na stałe). A jeśli chodzi o wykorzystanie cywilizacji, to przecież w sklepach przeróżnych wibratorów znajdziesz do woli. I dasz sobie radę.
Nie obniżać zatem poprzeczki NIGDY. I w żadnym aspekcie życia. Nie warto, bo jest ono (owo życie) zbyt krótkie, aby je marnować na byle kogo i z byle kim. Oni nie mają tylu zalet! Zrobili tylko wokół tego doskonały PR. W tym są naprawdę świetni. A resztę, jak widać można zastąpić kotem i wibratorem. Posunęłam się za daleko? Nie, chyba tylko dla tych, których umysł ograniczają konwenanse, kościoły i propaganda, którą większość łyka jak pelikan cegłę. I niech łyka skoro chce mieć niestrawność. Smacznego. A my, Nuka, upieczemy ciasto z truskawkami i galaretką, będziemy miały lenie oponki i uśmiech na buźkach. A na koniec: letni naszyjnik z letnią bransoletką w stylu mokobelle :)




niedziela, 2 czerwca 2013

Dużo w polityce, mało w życiu....

a powinno być odwrotnie! Kolczyki, jakie ostatnio utkałam są dużo piękniejsze niż polska rzeczywistość. Bo europejska mnie nie interesuje. Jedno z niewielu rzeczy jakie zapamiętałam ze studiów to myśl globalnie, działaj lokalnie. I coś w tym jest. Zatem Europę olewam bo i tak jestem przeciwniczką Unii (hłe,hłe, tak jak śliczna Pani poseł Pawłowicz!). Zatrwożyły mnie dane z GUS o bezrobociu: na 1000 pracujących Polaków przypada 1039 bezrobotnych. Niestety wydaje mi się, że dane te są bardziej przykre jeśli weźmiemy pod uwagę tych, którzy zarejestrowani we wszelakich urzędach nie są. Znam 3 magistrów z doświadczeniem i bez pracy. Mądrzy, spokojni ludzie. Bez znajomości i koneksji. Fajny, wykształcony obywatel, który mógłby bardzo efektywnie wspierać Produkt Krajowy Brutto. Tymczasem ten Produkt ma go gdzieś. Za to np. taki Pan Michał Tusk - na pewno jest bardzo efektywny i dużo więcej wart niż magister pięćdziesięciolatek z 15-letnim doświadczeniem w farmacji. Pan młody Tusk zna się i na lotnictwie (pracuje teraz na lotnisku w Gdańsku) i na finansach (pracował w upadłym Amber Gold). Tak nawiasem mówiąc bałabym się zatrudnić orła po Amber Gold, bo już sam upadek firmy świadczy o kwalifikacji pracowników. Tak, tak zaraz podniesie się larum, że nie można tak uogólniać. Owszem, można. To mój blog i mogę na nim, dzięki wywalczonej w 1989 roku wolności, pisać, co czuję. A czuję właśnie tak. Podobno za PRL-u to niewyobrażalne byłoby. No cóż, korzystam, jak mogę z najbardziej beznadziejnego systemu gospodarczego pod słońcem. Także patrząc na naszych polityków, a niektórzy w poselskich ławach siedzą od 20 lat, ma się wrażenie, że niektórzy mają co najmniej 250 IQ (poziom inteligencji znaczy). Zajmują (nie wszyscy oczywiście, ale Ci którzy siedzą na wiejskiej dłuugo) stanowiska konsultantów, doradców, zasiadają w Radach Nadzorczych przedsiębiorstw państwowych i nie tylko. Oczywistym jest, że firma, która ma polityka bądź jakiegoś innego mondzioła z ministerstwa, w swoich władzach, będzie miała spokój jeśli chodzi o VAT, PIT, CIT, a lobbowanie (czyli przepychanki na korzyść) to czysta przyjemność...

Także, gdy patrzę na sprzedawanie (niepotrzebne, kochani, niepotrzebne) majątku wytworzonego w czasach PRL-u, tego złego, paskudnego socjalizmu (ble, ble, tfu, tfu - tak, dobry PR droższy pieniędzy,  piękna koronkowa robota, tylko nie umiem wykoncypować czyja - w sensie, którego ugrupowania), za te złe, wstrętne kredyty z zachodu (a teraz nikt nie piśnie nawet o składkach jakie płacimy Unii, żeby dostawać resztki z pańskiego stołu i w zamian za co).
Ech, widzę, że wkradł się znowu chaos do moich przemyśleń - pewnie dlatego nie jestem dziś jakimś ważnym dyrektorem: za dużo mądrych myśli głoszonych wszem i wobec, za mało konstruktywnego milczenia i politycznego chodzenia na squasha oraz wódeczkę z odpowiednimi osobami :). Nie mówię, że to złe, ale mówię, że w dłuższym okresie nieefektywne. Dlaczego? a to już następnym razem.... Hej, Nuka, idę robić śniadanie.