niedziela, 14 sierpnia 2016

"Zausz" firmę albo bądź niewolnikiem XXI wieku

Wkurza mnie, kiedy jakiś tępy dupek drze ryja pod artykułem dotyczącym ustawowych najniższych płac albo ustawowej stawki godzinowej. Krzyczą janusze biznesu, że będą zwalniać ludzi.
I bardzo dobrze, że będą. Dzięki temu człowiek zepnie dupę i znajdzie inną robotę. Lepiej płatną. Nie u lebiegi biznesowej, tylko u kogoś, kto umie liczyć marże w taki sposób, by starczyło dla ludzi, dla niego samego a i klient był radosny.

Co mnie tak nastraja, żeby ciągle pisac o tym samym?
Nastraja mnie wasza tępota, głupota i ciemnota. Do tego dorzućmy gównowiedzę na temat biznesplanów, narzutów zysków na koszt i negocjacji.
Dlaczego tak jest? Bo absolwenci uniwersytetów zamiast pracować jako managerowie, myją gary na Wyspach albo pracują za marne grosze w magazynach, restauracjach, jako kierowcy w logistyce albo jako ochroniarze. U miernot, którzy od tatusiów dostali pierwszy milion ale w genach zero.
To jest kuźwa jakiś matrix.
Jedna picza z drugą bulgoczą, że stawka 12 zł za godzinę zburzy im biznes. Skoro tak, to znaczy, że biznes masz do bani panieneczko. Albo sama zacznij zapierdzielać tak jak twój pracownik za 6 zeta za godzinę.
Posłuchajcie, ludzie.
To nie jest tak, że jak zwolnimy milion osób to nam się w biznesie polepszy. Zwolnienie miliona osób spowoduje dwie zasadnicze sprawy:
- ubytek miliona potencjalnych klientów na twoje towary/usługi lub cobądź
- przybytek w postaci miliona beneficjentów pomocy społecznej, czyli ludzi korzystających ze środków z budżetu czyli zżerających wasze podatki, geniusze.
I może się okazać, że po zniknięciu z rynku miliona potencjalnych konsumentów wasz nędzny biznesik trzeba będzie zamknąć.
Nie wiem, czy to takie fajne?
Stracić milion klientów. Zapytajcie jakiegoś rekina biznesu, na przykład Kulczyka, czy olałby milion klientów. Z pewnością oszalałby ze szczęścia na taką wieść.
Oglądam na YT dokument dotyczący niewolnictwa XXI wieku.
Praca, która nie daje ci szansy na przeżycie jest niewolnictwem, zacznijmy nazywać rzeczy po imieniu. Umowa zlecenie na 6 złotych za godzinę jest niewolnictwem. I przestańmy nazywać to pracą. To jest wyzysk. Tak samo praca za 12 złotych. Pis nam tu eldorado nie zrobił.
Zaraz jakiś ekonomiczny Nobel wyrzuci z siebie swoją jedyną i słuszną gównianą wiedzę i stwierdzi, że lepiej zarobić 6 zł niż nic.
Nie do końca, drogi polihistorze. Jeśli zarobisz mniej niż potrzebujesz na przeżycie, to po przede wszystkim źle będziesz się odżywiał i po pewnym czasie zaczniesz podupadać na zdrowiu, co w następstwie spowoduje potrzebę leczenia. Jak wiadomo, w Polsce lepiej być bogatym i zdrowym jak chce się chorować. Dostaniesz jakieś leki na które nie będzie cię stać, nie weźmiesz ich, jeszcze bardziej podupadniesz na zdrowiu, wywalą cię z tej gównianej roboty za sześć i pójdziesz na bruk. Ale teraz już nie jesteś taki hoży jak wcześniej, bo poprzednia gówniana robota za sześć cię wykończyła. Skończysz na utrzymaniu rodziny albo państwa albo zdechniesz pod płotem.
Tak to wygląda, moi ekonomiczno-społeczni geniusze.
W krajach biednych ludzie żyją krótko, nie potrzebują systemów emerytalnych, więc ich nie ma. Nie ma zatem składek na zusy, na które tak wszyscy psioczą. Po co komu składka emerytalna jak średnia wieku to 50? No właśnie, tumany.
Zamożne społeczeństwa to takie, w których płace pozwalają na wyżywienie siebie i/lub rodziny oraz wszelakich opłat egzystencjalnych. jak na ten przykład wakacje raz w roku - to nie muszą być Hawaje.
Ludzie, jak będziemy pozwalać na to, żeby nam płacili 12 zł za godzinę a życie będzie kosztować 35 zł to do niczego nie dojdziemy.
Ciągle będziemy takimi Chinami Europy.
Kretyni ekonomiczni tłumaczą, że jak kupią tanią koszulkę uszytą przez dziecko w Indiach to dzięki temu to dziecko będzie miało miskę ciepłej zupy.
Nie, idioto rodem z uniwesytetu w Stalingradzie. To dziecko dzięki temu nie dość, że nigdy nie pójdzie do szkoły, to jeszcze może nie dożyć następnej gwiazdki bo spłonie w gównianej hali produkcyjnej albo padnie w efekcie pracy siedem dni w tygodniu po 16 godzin.
Pomyśl zanim kupisz jakieś plastikowe gówno w Biedronce albo tanie skarpetki ze sklepu LPP.
Jak chcesz tanie skarpetki to idź do lumpeksu. Tam dostaniesz używane reebooki - i pochodzisz w nich dłużej niż w dziadostwie z Auchan.
Pomyślcie: dlaczego Niemcy nie produkują w Niemczech? Bo nikt za 3 euro do pracy nie pójdzie. A dlaczego Francuzi produkują drogie jak skurczysyn kremy do twarzy u siebie? Bo po pierwsze mają tu drogi sprzęt, po drugie mają tu drogie półprodukty i po trzecie dzięki tym dwóm pierwszym czynnikom mają to trzecie: dobry, drogi pracownik produkuje dobre, drogie produkty, które kupują ludzie na całym świecie. Również niezamożni ludzie - bo od czasu do czasu każdemu należy się trochę luksusu - tu się kłania teoria szminki. I wbrew pozorom jest to teoria ekonomiczna.
Aha! I nie pyskować, że nie prawda, że kremy się produkuje we Francji bo produkuje się w Chinach. Te za 9 złotych może i tak, ale ja zajmuję się sprzedażą kosmetyków luksusowych i wiem doskonale gdzie się je produkuje. Jak ktoś nie wierzy niech sprawdzi miejscowość Bayonne - słynie z zakładów chemicznych i metalurgicznych. Z produkcji oczywiście.
I jeszcze jedno. Jest taka cuda firma produkująca dla dzieci: Toys'are'us i Disney. Miesięcznie pracownik zarabia tam od 300 do 400 yenów (178 - 238zł). Pracownicy sami nie chcą przerw, nie chcą tanich śniadań w kantynach, chcą overtime'y. Ciekawe dlaczego? No, który geniusz na to wpadnie? Że jeden yen za śniadanie to dla tych ludzi za drogo? Że nie wychodzą "na miasto" bo po co skoro na nic ich nie stać? Że każda nadgodzina to dodatkowe kilka yenów? To jest dramat dzisiejszego świata. Że prezio Toys are us nie wie gdzie dupę usadzić, bo tyle ma kasy a ten kto haruje na jego jachty niedojada. Zła dystrybucja pieniądza. Bardzo zła. I jeszcze zasrana teoria, że klient szuka tanich rzeczy. To jakim cudem jeszcze funkcjonuje Apple? A Disney?
Ludzie już przyzwyczaili się, że pralka po 3 latach pada, że płaski telewizor koreańskiej firmy traci na jakości obrazu, że suszarka philipsa zaraz po gwarancji przestaje suszyć i wywala korki.
Przyzwyczailiśmy się do produkcji tanich śmieci. Kiedyś telewizor grał 20 lat, lodówka była na całe życie. Tak jak dębowa szafa od stolarza. Dzięki temu powietrze było czyste a woda nie śmierdziała zepsutą rybą. Nie było potrzeby jej rewitalizować ani stawiać oczyszczalni...
Naprawdę warto?

A my słyniemy z magazynów Amazona. Brawo my.

Spadam stąd bo szlag mnie zaraz trafi.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Rocznica prezydentury pana Dudy

Powinnam wysmażyć jakiś podły wpis, ale nie zrobię tego.
Z prostego powodu: nie miałam żadnych oczekiwań w stosunku do prezydentury pana Dudy.
Nie był i nie jest moim kandydatem. Mam szósty zmysł do ludzi i wiem kiedy człowiek mi się nie podoba. Ten mi się nie podoba. Doktorat i krakowskie pochodzenie tego nie zmienią. Coś mi się w nim nie podoba.
A skoro to nie mój prezydent - mimo, że całą kampanię upierał się, że będzie prezydentem wszystkich Polaków, potem połowę poobrażał, ale udał, że nic się nie stało - to nie pokładałam w nim żadnych nadziei.
Myślałam tylko po cichutku, że skoro taki wykształciuch a i żona niegłupia, to będą mądrą parą prezydencką. Że może nic nie zrobią mądrego, ale chociaż nas poprezentują na świecie bez żenady.

Jak wiadomo, pani Duda od razu zamilkła a pan Duda od razu zorganizował sobie prywatny, nocny autoban z rezydencji w Alejach Ujazdowskich na Żoliborz do skromnego bliźniaka - i chodzi tu jedynie o budowlę a nie o osobę hegemona.

Nie liczyłam na dotrzymanie jakiejkolwiek obietnicy, bo większość była głupotą wyssaną z populistycznej papki jedynej słusznej partii. Co więcej, pamiętam obietnice niejakiego Tuska Donalda o obniżaniu podatków i zaraz po wyborach podniesienie VATu do 23% (notabene najwyższa stawka w unii). Także wówczas ówczesny nasz premier odarł mnie ze złudzeń i utwierdził w przekonaniu, że władza cuchnie kłamstwem na odległość.
Tu też się spodziewałam tego samego, ale moje oczekiwania najśmielsze nie przewidziały tego cyrku. Tych banałów, tego zakrzywiania rzeczywistości aż do bólu dla myślących.
Bo myślących boli mózg jak słuchają tych wielkich zmian, tych cudownych ustaw, tych mieszkań, pomocy i taniego państwa.

Zatem , drogi panie Dudo, dla mnie może pan dalej sobie udawać niezawisłego prezydenta z autobanem na Żoliborz.

Wisi mię to.
Dopóki nie podpiszesz ustawy, która będzie dotyczyć życia i zdrowia moich najbliższych.
Bo oszukiwać innych możesz sobie ze swoją partią do bólu, ja mam ten mankament, że myślę i nie dam się skołować. Ani kupić.

Bal trwa, tańcz panie Dudo, tańcz! Tylko uważaj, bo dyrygent z letka starawy a i wykształcenia kierunkowego z muzyki nie posiada. Oprócz wrodzonego, niewątpliwie, muzycznego talentu - bo jak wszystko to wszystko: i strateg, i polityk, i mędrzec i cudowny wuj... to i na muzykę miejsce się znajdzie.

Bal trwa. Pamiętajmy o rachunku.


czwartek, 4 sierpnia 2016

Nowe kasy fiskalne, nowy, lepszy ład!

Drodzy,
czasami zastanawiam się kto zwariował: ja czy świat?
czasami też myślę o tych ludziach, którzy dostali szansę pracować w Ministerstwie Finansów. To było kiedyś moim marzeniem. Niestety, jestem za słaba aby dostać tam posadę. I za głupia z pewnością. Archiwum Orange makes my day :).
No dobra, co znowu? Ano minister chce wprowadzić nowe kasy fiskalne, które będą połączone online z BAZĄ. Nowoczesna kasa, zakupiona przez przedsiębiorcę (a jakże!) za 1800 zł netto, będzie się komunikować z fiskusem za pomocą internetowego łącza. Oczywiście łącze też trzeba sobie zainstalować w sklepie i za nie płacić. Tak sobie nowy minister wymyślił tanie państwo. Kosztem obywatela, który sam wziął sprawy w swoje ręce.
Minister twierdzi, że takie rozwiązanie uszczelni system podatkowy i pozwoli na większe koszenie VAT.
Śmiać się czy płakać?
Chyba, że rzeczona kasa oprócz tajnego łącza będzie miała trzecie oko, łypiące na niezarejestrowane transakcje. Bo chyba po to była loteria fantowa, w której znajomi posłów wygrywali samochody? Bo przecież podobno te ogromne straty na vat, to przez niewbijanie transakcji na kasę? Czy ja się może przesłyszałam?
I teraz minister wprowadzi nowe, lepsze kasy za nieswoje pieniądze, aby te kasy same nabijały wszystkie transakcje chyba? Bo ja nie bardzo wiem, jak taka kasa ma zdyscyplinować niedorbego i nieuczciwego przedsiębiorcę.
A nawet jeśli, to jakie przełożenie ma vat wynikający z kasy na vat wpłacony do skarbowego?

Moi drodzy, ja prowadziłam sklepy, prowadziłam swoją firmę i wiem, że nie kwota sprzedaży jest przedmiotem ovatowania. Vat odprowadzany do fiskusa to różnica pomiędzy vatem od sprzedaży a vatem od zakupów. Czyli jak Nowak sprzeda za milion brutto a kosztów materiałowych ma osiemset to wg kasy fiskalnej powinien vatu zapłacić 186.992 zł a tak naprawdę zapłaci jakieś 37 tysięcy z niedużym haczykiem. I co fiskusowi po połączeniu online? Nic. Tu jest księgowość ważna a nie jakieś tam łącza i wyciąganie pieniędzy od drobnych przedsiębiorców.
Ja nie wiem, jak ministerstwo wyobraża sobie uszczelnianie systemu kasami fiskalnymi online.
Dla mnie to następna głupota taniego państwa. Ole!
Taki sam idiotyczny pomysł to niby zmniejszenie obciążeń dla tych przedsiębiorców, których dochody są nie wyższe niż 5 tysięcy złotych. Że niby wówczas nie będą płacić ZUS, tylko jedną opłatę w postaci ... i teraz słuchajcie: 25% od OBROTU. Czyli jak ja mam mały warsztacik i robię biżuterię, kupuję dużo materiałów, mam niewysokie marże to i tak dostanę po kłębie, bo fiskus mi haratnie 25% nie od dochodu (czyli różnicy między sprzedażą a kosztami materiałów) tylko od całkowitego przychodu brutto. Jakby nie liczył - żadnych oszczędności nie przyniesie a wręcz przeciwnie.
Ale w eter poszło, że będzie mniejsze obciążenie. Tak, ale tylko o tyle mniejsze, że jeden przelew trzeba będzie wysłać. A nie pięć. Wielkie mi wsparcie państwa. Niech się państwo od drobnych przedsiębiorców po prostu odwali. I niech nie pomaga, bo jak chcą dobrze to wychodzi jak zwykle.

A miało być dziś o emeryturach... no nie dadzą człowiekowi napisać o czymś, co sobie zaplanował... codziennie muszą coś nawymyślać, żeby nie można było planu wykonać...
Oszaleć w tym panstwie można.

środa, 3 sierpnia 2016

Królestwo prokuratora Ziobry

Dziś miałam odnieść się do zmian emerytalnych, jakie zafundował nam prezydent i sejm pisu. Ale tego nie zrobię. Dziś muszę napisać coś o człowieku, którego grzywka nie pozostawia wątpliwości.
Otóż prokurator Ziobro, prawie mój równolatek, to kariera niebywała. Tak jak jego decyzje i niewątpliwie "suwerenne" rządzenie. Trochę chyba się chłopaczek zagalopował w tych swoich niepodzielnych decyzjach. O co chodzi?
O interwencję w sprawie wypuszczenia wandali z aresztu. O interwencję w sprawie pobicia policjanta a właściwie w sprawie rzezimieszka kopiącego policjanta. O ściemie w sprawie matki szóstki dzieci i zasądzonej jej grzywny. I błyskotliwej karierze gościa, który w momencie skończenia studiów stał się od razu ekspertem.
W zasadzie jeśli chodzi o karierę to należałoby powiedzieć: brawo Ty!
Ale warto też skusić się i przeczytać story o prokuratorze Ziobro (patrz: #wikipedia). Polecam bardzo.
Wracam do głównego tematu.
Przeczytałam dziś rano, że jacyś wandale namalowali na nagrobku Bolka Bieruta czerwoną gwiazdę i napis "kat".
Ja wiem czym zasłynął Bolesław, wiem, że był łobuzem jakich mało. Ale ludzie! Skoro uważamy, że Bierut nie powinien leżeć na Powązkach (bo według mnie nie powinien, jak wielu innych łobuzów z tamtych czasów) to specustawą wywieźmy ich truchła gdzieś pod Ostrołękę i po kłopocie.
Gdy jednak dwóch gnojków, wchodzi na cmentarz i niszczy nagrobek to to nazywa się wandalizm i na to są paragrafy. I nie ma, że Bolesław niedobrym człowiekiem był. Tu chodzi o spowodowanie zdarzenia niedopuszczonego prawem. I jeśli prawo zostało złamane przez idiotę malującego na pomniku Bieruta albo innego gościa specjalnego Powązek, to prawo jest prawem. Dura lex sed lex - stare ale widać od wieków obowiązujące.
Wyobraźmy sobie teraz taką sytuację: nie lubiłam sąsiada bo to był stary ubek i donosiciel. Zmarł i bardzo dobrze. Pochowano go na miejscowym cmenatrzu. I teraz ja - potomek dziadka walczącego o wolność z Niemcami i nienawidzącego ruskich jak sto diabłów, pójdę i pomaluję nagrobek ubeka w paskudne wzory... Co na to jego wnuki i dzieci? Co na to prawo? Mogę zniszczyć to, za co zapłaciły jego dzieci i wnuki? Tak wiem, za pogrzeb Bieruta i jego nagrobek rodzina pewnie nie zapłaciła ani grosza. Ale nie to jest przedmiotem przestępstwa i sprawy: nie własność, nie historia żywota pana Bieruta. To jest moi drodzy:
- wandalizm,
- niszczenie mienia,
- znieważenie miejsca spoczynku oraz uczuć osób, które kultywują pamięć o zmarłym.
Podejrzewam, że jest jeszcze kilka innych działań, które tu można podciągnąć, ale chodzi o to, że NIE WOLNO NISZCZYĆ CUDZEGO MIENIA. Bez względu na to, kogo to mienie dotyczy.
Jeszcze raz powtarzam: jeśli nam Bierut na Powązkach przeszkadza - usuńmy go specustawą. Takie ustawy pis wypluwa z siebie o każdej porze dnia i nocy z siłą karabinu maszynowego. I jest git. Nie będzie wandalom przeszkadzał, będą niszczyli co innego (bo, że będą, jestem o tym przekonana, to nie kwestia Bieruta tylko pustki we łbach i zbyt dużo wolnego czasu).
Tu Zbigniew okazał swój gniew i nie pozwolił, by polscy patrioci "made in newpoland" zalegali we więźniu. Dramat... powstaje nowe: niewinny łobuz.
Sprawa druga: pobicie policjanta podczas antyrządowych manifestacji. No w zasadzie to ja tu Zbigniewa rozumiem: jak można karać osiłka, który manifestuje przeciwko rządowi? Należy takie czyny nagradzać, niestety nasza Temida jest złośliwie ślepa jak kret, więc Zbigiew bohatersko wstrzymał odsiadkę delikwenta, który skopał policjanta.
Wszędzie na świecie ruszenie policjanta to jest pałowanie na miejscu a następnie surowa kara. Nie u nas, u nas jeśli jesteś córką członkini pis, możesz być wulgarna i agresywna w stosunku do władzy porządkowej. Ale nie tylko: jeśli tylko jesteś łobuzem i rzezimieszkiem a jeszcze na dodatek członkiem ONR to spokojnie możesz sobie rozrabiać, dostaniesz rozgrzeszenie od "suwerena".

Sprawa trzecia: interwencja w sprawie zasądzonego wyroku. W każdym prawie na świecie sądy wydają niezawisłe wyroki. Tutaj jeden pan odmówił wykonania ulotek na rzecz grupy LGBT czyli grupy wspierającej równość dla obywateli homoseksualnych. Pan Zbigniew jest krzepkim mężczyzną hetero, pięknym, umięśnionym, testosteron aż strzyka spod okularów i jemu ten wyrok się nie spodobał. Jako prokurator generalny będzie dzielił i rządził . Oczywiście po konsultacji na Żoliborzu.
I na koniec: medialny cyrk z nieszczęsną matką skazaną na grzywnę.
Szczegóły znajdziecie tu, bo nie chce mi się opisywać tego od nowa: http://wiadomosci.dziennik.pl/wydarzenia/artykuly/518500,samotna-matka-szesciorga-dzieci-miala-trafic-do-aresztu-za-niezaplacona-grzywne-interwencja-zbigniewa-ziobry.html

Taka sytuacja...
Ja się czasami tak zastanawiam, jaki trzeba mieć charakter, żeby się nie przejmować, gdy tylu ludzi drze z ciebie łacha. Każda marionetka w tym państwie jest sterowana z Żoliborza. Przez niedużego człowieczka, który - jak wielu poprzednich o niskim wzroście mężczyzn, chciało zostać wielkimi mężami stanu. Wielkimi niezapomnianymi. Byli dobrzy i źli. Ale wszyscy mieli jedną niebywale trudną dla mężyczyzny przypadłość: podły wzrost.

Czy tu ten scenariusz też się powtarza? Znowu "COPY-PASTE"?

Słabo, że nie potrafimy zrobić nic nowego, świeżego, niepowtarzalnego... ciągle z kogoś ściągamy, kopiujemy i robimy podobnie - z Napoleona, Stalina, Ceaușescu, Kim Ir Sena... 165 centymetrów słabości i chęci władzy.
No słabe jak ślimak, nie sądzicie?

wtorek, 2 sierpnia 2016

Polityka i praca: masz takie stanowisko, jakich przyjaciół

Dużo zmian zafundował nam nowy rząd.
Nie jestem pewna, czy problem umów śmieciowych rozwiąże się określeniem najniższej stawki godzinowej. Cóż z tego, że od września ta stawka będzie określona na poziomie 12 zł brutto skoro płaca minimalna (na umowę o pracę) za chwilę będzie wynosić 2.000 zł? Skoro człowiek na śmieciówce nie ma prawa do urlopu (chyba, że bezpłatnego), do chorowania (chyba, że sam opłaci składkę chorobową) czy też do godnego zwolnienia z pracy (wylatujesz z dnia na dzień nie mając żadnej ochrony w tym temacie).
Co więcej, na śmieciówce dalej stawka za pracownika będzie niższa, bo z prostego obliczenia wynika, że za 8 godzin w tygodniu miesięczna płaca wyniesie brutto 1920 zł - bez żadnych praw (przeciętnie 40 dni w tygodniu, których jest 4). Chyba, że państwo rządzący będą podnosić tę stawkę relatywnie do płacy z umowy o pracę.

Aby uporać się ze śmieciówkami należałoby wprowadzić stawkę godzinową dużo wyższą niż przy umowie o pracę - po to, by człowiek, któremu nie należy się płatny urlop ani chorowanie, mógł sobie gromadzić środki na takie właśnie "okazje". Czyli minimalna stawka za godzinę pracy winna wynosić minimum 17,42 zł brutto. A w zasadzie 25 zł brutto. Dlaczego tyle? Biorąc pod uwagę 114 dni wolne od pracy, dni urlopowe i ew. dwa tygodnie na chorowanie w roku, tak mi wychodzi. 17,42 zł brutto da nam miesięcznie 2.787 zł. No i żeby nie opłacało się pracodawcy zatrudniać na śmieciach.
To chyba nie jest jakiś rocket science?
Czy jest - dla Januszy biznesu? Bo jeśli jest, to drogi Janusz musi przekalkulować biznes po raz wtóry. Mówisz, Januszu, że pozwalniasz ludzi. Ok, masz prawo. Ale ci, którzy zostaną będą pracować za dwóch i albo zażądają podwyżki, albo się rozchorują z przepracowania i będziesz bulił za pierwszy miesiąc zwolnienia i za pracownika zastępczego, albo też odejdą w diabły i .... będziesz ponownie zatrudniał, szkolił i inwestował w nowych. Zatem, zanim zwolnisz - policz, czy to ci się opłaca. Januszu.

A teraz druga kwestia, która przyszła mi do głowy ostatnio.
Wiele mówi się, że twoje osiągnięcia to głównie efekt talentu, wiedzy i ciężkiej pracy. Jak na razie nie wiem czy to jest reguła czy wyjątek, ale raczej to drugie.

Ja dodałabym jeszcze dwa czynniki: przyjaciele (koledzy) i łut szczęścia (znaleźć się w odpowiednim momencie w odpowiednim miejscu).
I te dwa ostatnie czynniki są decydujące. Ilu znacie gównianych dyrektorów albo managerów wysokiego szczebla bez kompetencji? Ja na swojej zawiłej drodze spotkałam i poznałam wielu. Zbyt wielu, aby nie wierzyć w prawdziwość mojego twierdzenia.
Pracuję teraz jako szeregowy pracownik w magazynach dokumentów archiwalnych Orange. Zastanawiam się, kto skomponował tamtą załogę, kto decydował o tym jakich zarządzających tam zatrudnić.
Ten, kto to uczynił albo jest niespełna rozumu, albo chciał pomóc kilku znajomym w znalezieniu spokojnej, całkiem przyzwoicie płatnej pracy. Oprócz tego nie widzę innych przyczyn. Kierujący zespołem nie mają pojęcia co zrobić, żeby praca z tymi stosami dokumentów aż furczała. Żeby był porządek i mała fluktuacja kadr. Żeby ludzie pracowali dobrze. Nic, zero, null. Dramat.
Na podstawie tej małej kilkudziesięcioosobowej komórki wyobrażam sobie ogrom braku kompetencji całego Orange. I współczuję, bo taką firmą zarządzać - to jest coś. I w bardzo prosty sposób można zakasować konkurencję. Ale jakiś gówniany analityk albo nie daj losie, controlligowiec podpowiedział, że nie warto inwestować w pewne sprawy (sorki, że nie piszę konkretów, ale to jest zbyt cenne - i moje -  know-how, aby tak się nimi po prostu dzielić) i jest na rynku komórkowym jak jest: dają ci telewizję, konto bankowe, telefon stacjonarny i prąd. Za chwilę zaczną cię leczyć i wyprowadzać psa. Tylko nie będą udoskonalać telefonii komórkowej i wszystkiego, co z tym związane. Słabe. Nauczono mnie, że wysoka specjalizacja ma sens. Ten sens już się zatracił.

Ale ad rem: napisałam na początku, że masz takie stanowisko jakich masz znajomych. I tak jest moi drodzy. Jeśli widzicie niekompetencję zarządzających a macie w tym temacie wiedzę i doświadczenie, to zęby człowieka bolą gdy patrzy na dziadostwo w biznesie. I jeśli jeszcze macie jakiś porządny dyplom w kieszeni, i może jeszcze jeden, to jest wam bardzo źle, że nie macie takich znajomych, dzięki którym moglibyście zamieniać swoją wiedzę w czyn. Gratuluję wszystkim niekompetentnym kierownikom dobrych przyjaciół. Ja niestety takich nie mam. I przychodzi mi tylko obserwować te zjawiska i komentować je.
Bo cóż innego może robić absolwent SGH, student ostatniego roku ekonomii na UW, dyplomowany trener biznesu, pracujący jako pracownik biurowo-magazynowy w archiwum Orange?
Ano tylko to. Obserwować i być szczęśliwym, że wie, co można by zrobić w takim bałaganie. Po 5 dniach pracy.

Dobrego dnia w gównianym świecie wam życzę.