poniedziałek, 2 maja 2016

Polityka w najgorszym świetle

Dziś krótko, lecz treściwie. Filozoficznie wręcz.
Jest taki film, "House of cards". Tłumaczenie tytułu na szczęście nie nastąpiło. Znaczyłoby ni mniej ni więcej : domek z kart.
Film traktuje o polityce białego domu. Ten, kto raz w roku czyta coś innego niż fronda czy gościa niedzielnego wie, że biały dom to miejsce dowodzenia prezydenta USA.

"House of cards" nauczył mnie więcej niż moje dwie alma mater.

Przekaz jest prosty: jeśli twój towarzysz życia nic nie osiągnął, to znaczy że ty jesteś nikim. Nie potrafisz nic zrobić i w efekcie to ty się do niczego nie nadajesz. Też jesteś nikim.
Nie umiesz wpływać na ludzi ani ich wspomagać w działaniach. Nie potrafisz też wymagać od innych.
Miejsce Twojej połówki jasno definiuje ciebie.
Proste?
Ciężko się z tym pogodzić, ale tak jest.

Jeśli utalentowana osoba żyje z kimś, kto zamiast ją wspierać, wymagać i dotrzymywać kroku ciągnie ją w dół, to mimo talentu nic z tego nie wyjdzie. Co więcej, ze średnio utalentowanego wsparcie może wycisnąć więcej niż od posiadacza Nobla. Nie chcecie uwierzyć, co? Przypomnijcie sobie Janka Muzykanta (dla najbardziej ciemnych: nowela napisana przez Henryka Sienkiewicza - warto zajrzeć: nie przemęczysz się bo jest cienka). Talent to nie wszystko.

Wsparcie i wysokie wymagania najbliższego otoczenia - to czyni cię doskonałym.

Nie jestem wymagająca. Nie jestem doskonała. Trudno się z tym pogodzić.

Ale nigdy nie jest za późno, aby się uwolnić. Potrzeba jednak odwagi...

Kostytucja o tym nie mówi, chociaż wiele tam słów o wolności.
Szkoda, że nikt nam nie jest w stanie jej zagwarantować.
Dobrego 3 maja życzę. Niech będzie wolny naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz