środa, 4 lutego 2015

Umowy śmieciowe - dlaczego gospodarka tak je kocha a ZUS nie?

Przeczytałam dziś rewelacyjny wpis, który linkuję poniżej:
http://aspirujacypisarz.pl/

Aspirujący pisarz nie wspomniał na jakiej umowie był jako kierownik sekcji (a to na tle następnych zdań ma znaczenie), ale wspomniał, że sprzedawcy to umowa zlecenie oczywiście, 7 zeta za godzinę. Dlaczego tak bardzo nasi przedsiębiorcy kochają umowy zlecenia? O tym za chwilę. Na początek wspomnę o działaniach rządu, aby tzw. umowy śmieciowe ukrócić. Co postanowił rząd pod sterami Pana Tuska? Otóż rządzący stwierdzili, że najgorsze co nas spotyka w związku z umowami śmieciowymi to... nikłe składki na nasze emerytury!!! Gdy usłyszałam o tym po raz pierwszy uśmiałam się do łez. Mając na uwadze tzw. stopę zastąpienia w wysokości 30% średniej płacy jako mojej przyszłej emerytury a jednocześnie mając z tyłu głowy, że teraz na U-Z dostaję 1.100 zł netto za 25 dni pracy w miesiącu, wynika z tego, że moja emerytura posłuży mi jakieś 40 dni bo tyle może człowiek bez jedzenia przeżyć. Emerytura jak byk będzie wynosić 330 zł na rękę. O ja Cię! Ale kasa. A co to jest stopa zastąpienia? Ano jest to procentowo określona wartość naszej przyszłej emerytury. Stopa zastąpienia 30% oznacza, że 30% Twojej średniej pensji otrzymasz jako emeryt. Dlaczego ta stopa jest tak niska? Podziękujmy rządowi PO, że w połowie 2011 roku zmniejszył stopę postąpienia z 70% do 30%. Tak uradzili, bo ZUS popatrzył na dane demograficzne i złapał się za głowę (chociaż ja osobiście wątpię aby tam jakakolwiek głowa pracowała, bardziej dupa - ale to moje zdanie). Okazuje się bowiem, że emerytów i rencistów mamy w bród a pracujących jak na lekarstwo. Co więcej, mamy coraz mniej dzieci i kto będzie harował na tych, którzy w tej chwili są aktywni zawodowo i tworzą nasze PKB. Nie wiadomo. Tym bardziej robi się kiepsko, że mamy 11,5% bezrobotnych, podejrzewam, że w praktyce jest ich więcej, jakieś 15-17%. Ale wracamy do tematu, rząd Tuska stwierdził, że umów zleceń jest tak dużo, bo przedsiębiorcy oszczędzają na pracownikach zatrudniając ich na U-Z. W jaki sposób? bardzo prosty. U-Z to umowa cywilnoprawna, zatem nie obowiązują tu żadne zasady typu ośmiogodzinny dzień pracy, urlopy i stawki minimalne. Oznacza to, że skoro przedsiębiorca wynajął osobę za 3 zł za godzinę pracy trwającą np 12 godzin dziennie w świątek, piątek i niedzielę, to nikomu nic do tego i żaden kodeks pracy nie ma tu nic do gadania. Jedna i druga strona godzą się na taki stan rzeczy. Przy U-Z nie masz żadnego płatnego urlopu. Pracujesz - masz, nie pracujesz - liżesz łapę. Dlatego czasami pracowałam 5 dni w tygodniu przez 9 godzin dziennie i raz w tygodniu 11 godzin. Jeden dzień wolny - na pranie, sprzątanie, rozmowę z dziećmi i odpoczynek (ha,ha,ha!). Rule number one: no rules - jak by powiedział starożytny Rzymianin ;), czyli brak zasad, nic, nul, nie masz praw, masz składki od stawek wołających o pomstę do nieba. A jak stawki niskie to i składki do ZUS niskie, dlatego naszemu państwowemu ubezpieczycielowi emerytalnemu zależy na jak najwyższych uposażeniach, bo kasa z tego większa. 
Dlaczego tak się dzieje, że ludzie w Polsce godzą się na stawki głodowe? Po dwóch latach pracy na umowie śmieciowej mam odpowiedź: jest 12 procent bezrobocia, dobrej pracy jak na lekarstwo nawet dla tych z doświadczeniem.  A kto pracował ze mną za stawkę 6 zł? EMERYTKI I RENCISTKI! Dla nich to był dodatek do świadczenia, które już mają z ZUS. Pracowały takie, których emerytura wynosiła niewiele ponad 800 zł, ale też takie z 1600 zł. Dorabiały sobie na dodatkowe turnusy do Ciechocinka, na ciuchy i kieszonkowe dla wnucząt. I było im wszystko jedno czy biorą 3,4 czy 6 zł - bo i tak miały święty spokój, ZUS zapłacił im rachunki, dzieci ugotowały a praca na U-Z dawała poczucie swobody a czasami wręcz luksusu. Z drugiej strony pracowaliśmy my, ludzi po 40 roku życia, często z dyplomami szacownych państwowych uczelni, ze znajomością co najmniej jednego języka obcego, z tą różnicą, że my musieliśmy z tych pieniędzy opłacić rachunki, najeść się i ubrać. Nie sami. Z naszymi dziećmi. A dlaczego się nie buntowaliśmy? Próbowałam raz i usłyszałam od jednej ze starszych pań: Kochana, dwa lata temu byli tu studenci, wzniecili bunt i 40 osobowa załoga powiedziała, że nie pójdzie na stanowiska. Dostali ad hoc stawkę 10 zł za godzinę, po dwóch tygodniach nie mieli już pracy. Na ich miejsce nałapano zażywnych staruszek, które łyknęły stawkę oferowaną przez pracodawcę. Tutaj mogą podnieść się głosy: no tak, ale może przedsiębiorcy nie stać aby zapłacić więcej. Nic bardziej mylnego. Mój pracodawca wygrał wielki przetarg na tzw. outsorcing pracowników do ochrony mienia muzealnego. Państwowe instytucje wykorzystują to nagminnie i bez skrupułów, wywalając ludzi i przyjmując tych samych, tylko za U-Z (nie trzeba płacić za urlop a jak jest mniej pracy to nie ma zlecenia i nie ma niepotrzebnego wydatku - taka optymalizacja kosztów osobowych). Tak teraz myślę sobie, że można by outsorcować energię elektryczną: w rachunku mam więcej opłat dodatkowych niż samego zużycia, też powinnam kupić sobie usługę, że płacę tylko wtedy kiedy potrzebuję prądu a nie cały czas, mimo, że 4 tygodnie w roku nikogo nie ma w domu i prądu nie ciągnę - ale przesyłową zmienną, stałą i abonament zapłacić muszę. 
Zatem pracownik na U-Z w Polsce jest niżej niż usługa dostarczania prądu, telewizji czy telefonu! Tam płacisz czy korzystasz czy nie - to samo z osobą na umowę o pracę - czy ma co robić czy się obija, musisz mu płacić. Przy U-Z - nic pracodawca nie musi... 
Wracam do tematu: nie wiem na jaką kwotę przetarg został wygrany.Ale wiem ile rocznie firma ma przychodu. Otóż 9 mln złotych. Skąd wiem? Ha! Podstępem wydębiłam tę informację od współwłaściciela, bo wymyśliłam im projekt unijny i musiałam mieć roczną kwotę przychodu, aby zakwalifikować przedsiębiorstwo do odpowiedniego programu. 
I teraz tak: zatrudnienie pow. 500 osób (!!!), w tym na umowę o pracę osób... 10. DZIESIĘĆ na cały etat plus 5 osób na 3/4 etatu ze stawką godzinową 8 zł. Koszty płac: uogólniając: średnio pracujących miesięcznie było 200 osób x  228 godzin miesięcznie x 8,20 zł = 4.487.040 zł. Biuro było w kupionym apartamencie, zatem liczył się tylko czynsz, dalszych infrastruktur nie utrzymywano, gdyż pracownicy pracowali w placówkach państwowych. No, może trzeba było kupować środki czystości i papier najgorszy pod słońcem, powiedzmy, że szło na to 100 tysięcy rocznie. Dalej 5 mln złotych zostaje górką. Rocznie...
Mój szef miał całkiem sporą kolekcję rolexów, zbierał też złote zegarki innych firm, takie miał hobby. 
Czy ktoś, kto ledwo wiąże koniec z końcem kupuje sobie luksusową limuzynę, których w Polsce jest kilka sztuk? A kto na to pracuje? Ten któremu nie starcza do końca miesiąca. Taki podział dóbr... kapitalistyczny.
Z drugiej strony, rozmawiałam kiedyś z jednym z zatrudnionych na stałe pracowników instytucji, w której byłam najemnikiem i ona usłyszawszy ile zarabiamy zbladła i otworzyła usta. Nie mogła kobicina uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się w XXI wieku w środku Unii Europejskiej. Po jakimś czasie podeszła do mnie i powiedziała: powinniście się zbuntować, sprawdziłam ile płacimy waszej firmie za godzinę waszej pracy, nie mogę podać szczegółów, ale MUSICIE się zbuntować. 
Mój bunt zakończył się tak szybko jak się zaczął. 
Sprawa jest o tyle poważna, że na moje miejsce przygalopuje pędem zażywna 60-latka, której nie przeszkadza, że zarobi 1000 zł, bo... ma emeryturę w odwodzie. Przyjdzie też zbłąkany student, który chce zarobić na czesne, żaden kłopot dorobić sobie 500 - 600 zł. Ale prawda jest taka, że student powinien w dzień studiować a nie pracować, pracować może po zajęciach, w formie dorobienia sobie. A w taki sposób zabiera miejsce pracy dla kogoś, kto już skończył szkołę i powinien TYLKO pracować, na cały etat. I z tego etatu mieć możliwość żyć. Tego za 1200 zł się nie da. Ktoś powie, no zaraz pracowałaś 6 dni w tygodniu! To wychodzi 1.360 zł. Aha, tak pracowałam tylko miesiąc, nie da się dłużej przy pracy fizycznej, takiej pracy fizycznej, kiedy stoisz 9 albo 11 godzin non stop. Po miesiącu wymiękasz, schudłam wtedy jak badyl - tyle mojego. Wróciłam jednak do trybu 5 dniowego i wyciągałam 1.100 zł. 
I powyższe wynurzenie jest odpowiedzią na pytanie dlaczego godzimy się na takie stawki: bo emerytki zamiast pilnować wnucząt albo siedzieć w Łazienkach zapierdzielają do roboty i one mają w nosie stawkę minimalną, byle coś wpadło miesięcznie dodatkowo.
I tutaj mamy zgryzotę moi drodzy. Ozusowanie nic nie da. Da natomiast wprowadzenie stawki minimalnej za godzinę pracy, bez względu na rodzaj umowy. zlecenie, dzieło, sreło - i ta stawka musi być adekwatna do najniższej krajowej, czyli w obecnej chwili jest to kwota 1.750 zł miesięcznie, to daje 10,94 zł brutto za godzinę pracy.
Wydaje mi się, że nie jest to kwota wygórowana. Ktoś może w tym momencie zacząć pyskować, że jak się wprowadzi takie stawki to ludzie wylecą na bruk. W następnym wpisie udowodnię, że nie, a ponieważ dziś mam buntowniczy nastrój stylizacje sklepu Szmaragd widzę tak:



I na koniec: dlaczego zastanawiałam się nad rodzajem umowy dla szefa sekcji, ja wraz z awansem na kierownika dostałam 3/4 etatu i adekwatnie do tego najniższą krajową wraz z odpowiedzialnością materialną oczywiście... Tylko szaleć!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz