piątek, 16 lutego 2018

Komu piękne futro, komu?

Nic z tego. Na tym blogu nie będzie nic o pięknych lisich ogonach ułożonych w misterne futerko, które założy na siebie pani chyba-aktorka Mucha.
Projekt zakazu hodowli zwierząt futerkowych jest jednym z niewielu pomysłów Kaczyńskiego, z którym absolutnie się zgadzam.
Dane ekonomiczne (za ZUS i Gazeta Prawna):
zarejestrowanych ferm w Polsce jest 1.022. Zatrudnionych na tych fermach (zgodnie z danymi oficjalnymi) jest... 986 osób. Tak... szukam w głowie, gdzie mogą być te dziesiątki tysięcy ludzi mających stracić pracę w związku z zamknięciem ferm. Ile to gmin upadnie w hukiem, gdy zamknie się ten niebywale pojemny rynek pracodawców. Tak, tak... zdaję sobie sprawę: sklepy futrzarskie, pracownie kuśnierskie... i te łkające panie ubrane w plastikowe futerka, sprzedaż naturalnych kurtek spod lady jak za PRL... widmo kryzysu krąży i przeraża.
Wszystkich, ale nie mnie, bo lubię suche dane liczbowe. I nie te podawane przez Ministerstwo Rolnictwa, bo ci zapytani o źródło nie byli w stanie go podać. A wszystko mamy w ZUS, GUS i rejestracji REGON....
Przypatrzmy się faktom: w samym przemyśle futrzarskim pracuje koło 1000 osób, dodajmy do tego kuśnierzy i sklepy futrzarskie - zrobi się z tego koło 5.000 osób. Mając na uwadze fakt, że każda z firm prowadzona jest przez biznesmenów to oczywistym wydaje się, że są w stanie przebranżowić się w miarę szybko. Rynek futrzarski wart jest 2 mld złotych rocznie, zatem można z tej kwoty wyasygnować jakąś część na zmiany? Czy za mało? Bo jak znam naszych rodzimych biznesmenów to może być ździebko za mało, ale to ich rozrzutny problem. Co więcej, w każdym państwowym Urzędzie Pracy przychodzącemu tam wykształciuchowi każą sie przebranżawiać: np absolwentce slawistyki pani proponowała etat sprzątaczki albo pracownika wózków widłowych. Zatem trend jest, zapoczątkowany już za PO.
Pracownie szyjące futra mogą spokojnie zacząć szyć nowoczesne kurtki ze sztucznego "barana", ludzie muszą coś nosić na grzbiecie, więc to nie będzie klęska zamykania na oślep wszystkich fabryk i firm. Opamiętajmy się do pioruna. Poza tym zamiast szyć kurteczki z obdartego liska można uszyć kurtkę koronkową, z kordonka, wejść w światowe kręgi mody i wylansować coś ciekawego. Tojest kwestia pomysłów, dobrych managerów a nie bezsensownego zabijania zwierząt.
Co dalej: polska wieś, szczególnie ta, gdzie istnieją fermy hodujące norki, lisy i gronostaje, w końcu odetchnie świeżym powietrzem. Nie od dziś wiadomo, że ta hodowla to skaranie boskie dla ludzi mieszkających w jej okolicy. To skażona ziemia, woda i wszechobecny fetor. Kto wie, jakie choróbska przenoszone drogą powietrzną są roznoszone dzięki takim hodowlom...

Gdyby hodowcy zadbali o godne warunki życia tych zwierzaków, gdyby sprzątanie odchodów miało miejsce jak w zwykłym hotelu czyli codziennie, gdyby weterynarz doglądał zwierząt chorych... Ale skoro na polskich fermach już nawet Polacy nie chcą pracować tylko Ukraińcy na czarno? To już o czymś świadczy. To są mordownie, nie hodowle, popatrzcie tutaj:
http://www.otwarteklatki.pl - tam jest link, który pokazuje co dzieje się na tych fermach. Naprawdę jest nam wszystko jedno? Łkającej pani w sztucznym futerku również?
Likwidacja paskudnego procederu - czytaj hodowli zwierząt na futra - to wreszcie powrót normalnych cen działek tam, gdzie do tej pory fetor nie dawał sprzedać nawet metra kwadratowego. Bo niby kto zamieszka w smrodzie? Polska wieś odetchnie i z pewnością znajdzie się inny pracodawca.
Nie sądzę aby pracownicy takiej fermy tęsknili za ośmioma godzinami pracy spędzonymi w niskich a latem wysokich temperaturach, do brnięcia po kostki w gnoju i odchodach, do smrodu, do widoku poranionych i przerażonych zwierząt. Ten kto by tęsknił niech idzie się leczyć bo to oznacza, że zgubił człowieczeństwo. I mózg.

Rozumiem, że ludzie muszą jeść i hodują zwierzęta na rzeź ale nie rozumiem hodowli wielkoobszarowych, gdzie zwierzę traktuje się jak rzecz. I nie wyskakujcie mi tu z jakimś psalmem św. Pawła do niewiadomo kogo, że bóg powiedział, że człowiek może zabijać i zjadać. Guzik prawda, ludeczkowie. W Biblii jest napisane, że człowiek jest królem i panuje nad zwierzętami. Czy król zabija swoich poddanych? A co najważniejsze: biblia nie jest aktem prawnym (chociaż niestety u nas może się to niedługo zmienić) i tu skończmy dywagacje rodem z księgi rodzaju.
Jeśli mamy hodować zwierzaki tylko po to, by tępa dzida odziewała w nie swoje suche wdzięki, to ja jestem przeciw. Jeśli nawet dzida jest rozkosznie mądra to niech odzieje się w bawełnę, jedwab bądź surowy len. Też jest twarzowy.
Noszenie zwłok, hodowanie zwierząt na te zwłoki jest absurdalne w XXI wieku, w dobie smartfonów, internetów i domów mody, które odcięły się od stosowania futer w swoich szwalniach - nie zobaczycie futra z norek u Gucciego, Armaniego, Michaela Korsa. Nawet nasze rodzime LPP (marki Mohito, House, Reserved, etc.) zrezygnowały całkowicie z tego typu materii do szycia odzieży. Czyli można robić biznes bez bezsensownego znęcania się.

A hodowli zwierząt futerkowych zabroniono w Wielkiej Brytanii, Belgii, w krajach skandynawskich przepisy zostały tak zaostrzone, że hodowla zwierząt futerkowych stała się nieopłacalna. Jest zatem przenoszona do nas. Bo Polaczek lubi być wykorzystywany.
Czy znowu musimy być wucetem Europy? Już jesteśmy ich magazynem i tanią siłą roboczą dla ich koncernów. Nie dajmy chociaż naszego człowieczeństwa.
I nie wierzmy tym bzdurom o dziesiątkach tysięcy miejsc pracy. Bo biznes futrzarski opłaca się garstce. Zapytajcie byłego posła Piątaka.
Miłego dnia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz